Abstrakt
Roman Ingarden nie jest w stanie wykazać, że świat realny istnieje w pewnym zasadniczym sensie „istnienia”, bo przyjmuje taki sam jak Edmund Husserl, egologiczny, przeżyciowy model czystej świadomości. Podążając za Husserlem, uznaje za punkt wyjścia swoich rozważań istnienie dwóch dziedzin przedmiotów indywidualnych: dziedzinę czystej świadomości i dziedzinę świata realnego. Świadomość pojmowana jest tutaj jako zbiór aktów, a nie treści. Świadomość jest jednak (co dobrze pokazał w neokantyzmie P. Natorp, a w obrębie fenomenologii J.-P. Sartre) pierwotnością, w której konstytuuje się z jednej strony świat, a z drugiej realny podmiot, sama więc nie może być utożsamiana z podmiotem. Taka świadomość niczego nie konstytuuje, ale jest miejscem, w którym obserwujemy konstytucję. Świadomość tak pojęta nie zawiera też przeżycia świata, ale jest obecna bezpośrednio przy bycie. To, że posiadamy przeżycie świata, jest dopiero wtórnie domniemane przez już ukonstytuowany w pierwotnej świadomości realny podmiot. Dzielone wspólnie z Husserlem kartezjańskie założenia zostają połączone z przejętym z empiryzmu brytyjskiego modelem poznania: „treść wrażeniowa – jej intencjonalne ujęcie”, a także z postawą, którą określam (za H. Schmitzem) „metafizyką ciała stałego”, i są ostatecznie powodem fiaska projektu Ingardena. W artykule odsłaniam zarazem te momenty filozofii Ingardena, które rzeczywiście prowadzą w stronę realizmu.
Przejdź do artykułu